Opis produktu:
Długo wyczekiwana whisky z gorzelni Bruichladdich, która słynie z solidnie torfowych trunków. Gorzelnia Port Charlotte (znana też jako Lochindaal) istniała i działała ok. 100 lat, nim w 1929 roku została zamknięta. Jej budynek i to, co pozostało z wyposażenia, Bruichladdich kupił w 2007 roku, po czym zapowiedział obfity powrót producenta. Whisky od początku do końca pochodzi z Islay: powstaje z tamtejszych zbóż, tam jest destylowana, starzona i butelkowana. Stanowi to wyraz głębokich przekonań zespołu młodych gorzelników z Bruichladdich, których działaniom przyświeca pragnienie oddania prawdziwego, możliwie najczystszego ducha wyspy. Ta szczególna bezkompromisowość nie tylko wynika z pasji, ale także wymaga pokaźnego poświęcenia. Dzięki niemu jednak Bruichladdich to absolutny fenomen na rynku zdominowanym przez mocne koncerny, a każda kolejna partia każdego z trunków stanowi jedyną w swym typu, unikalną sygnaturę tamtejszych gorzelników, a zarazem świadectwo ich niekończącej się pracy.
Port Charlotte 10 YO to whisky pełna kontrastów: dymna i słona, a równocześnie słodka i owocowa. Powstaje ze słodu o szerokiej koncentracji fenoli (40 ppm), lecz o jej charakterze stanowi nie tyle torf, ile mistrzostwo, z jakim udało się oswoić i wykorzystać jego aromat. Dojrzewa w beczkach po amerykańskiej whisky z pierwszego (65 proc.) i drugiego (10 proc.) napełnienia, a także w beczkach po francuskim winie (25 proc.). Niczym promień słońca w chłodny zimowy dzień, Port Charlotte 10 YO okazuje się trunkiem radosnym i pełnym ciepła.
Kolor: jasnozłoty. Zapach: harmonijny i dość dojrzały. Dym złagodziły aromaty morskie, a wzbogaciły nuty dębowe. Czuć szlachetny alkohol, torf i ziemię, ale też karmel, toffi, crème anglaise oraz niuanse imbiru, gałki muszkatołowej i goździka. W tle nieco akcentów cytrusowych, które stają się wyraźniejsze po dodaniu odrobiny wody; wychwycimy zwłaszcza bezę cytrynową i klementynki. Dodatek wody pomaga również wydobyć subtelne aromaty kwiatowo-ziołowe, zwłaszcza tymianek i wrzos. Smak: rewelacyjnie wyważony. Dym nie przytłacza trunku,konsoliduje w całość poszczególne smaki: słodycz wanilii, kokosa i miodu, cytrynę i sól morską, wędzone ostrygi i nuty mineralne. Finisz: wysublimowany, zbudowany na kontraście między dymem torfowym a słodyczą toffi, słodowanego jęczmienia, pomarańczy, mango i ciasta bananowego. Spomiędzy kolejnych warstw dymu możemy też wyłuskać przyćmione akcenty soczystych jabłek i moreli.
* * *
marka Port Charlotte została odtworzona siłami gorzelników z Bruichladdich na pamiątkę gorzelni Lochindaal (zwanej także Rhinns), która działała we wsi Port Charlotte w latach 1829-1929. Sama wieś - bodaj najpiękniejsza i najlepiej zachowana na Islay - powstała w 1828 roku. Założył ją Walter Frederick Campbell, a nazwę nadał jej po swej matce. Losy Port Charlotte od początku były związane z gorzelnią - miała wszak zapewnić zaplecze mieszkaniowe przyszłym robotnikom. Lochindaal była pokaźnym zakładem. W latach 80. XIX wieku produkowała rocznie 128 tys. Galonów alkoholu - niemalże dwa razy więcej niżeli Lagavulin. W 1881 roku zyskała jednak siną konkurencję w postaci Bruichladdich, którą wybudowano w odległości raptem dwóch mil. Lochindaal zaczęła borykać się z znacznymi problemami; ówczesnego właściciela gorzelni, firmę JF Sheriff & Co, w 1920 kupiło przedsiębiorstwo Benmore Distilleries, które wkrótce stało się częścią koncernu Distillers Company Limited. W 1929 roku DLC podjęło decyzję o zamknięciu nierentownej gorzelni.
Dużą część sprzętu przemieszczono lub sprzedano, budynki Lochindaal obrócono w mleczarnię. Działała ona do 1990 roku. Po jej zamknięciu część obiektów znowu poddano adaptacji, tym razem na hostel. Nietknięte pozostały tylko dwa pokaźne magazyny, w których niegdyś starzono whisky.
Po odnowieniu gorzelni Bruichladdich, co miało miejsce już na początku XXI wieku, jej właściciele zaczęli snuć plany w dodatku w związku z Lochindaal. Plany te zakładały wkupienie i odrestaurowanie gorzelni, a następnie podporządkowanie jej mocy przerobowych produkcji whisky intensywnie torfowej. Nie było to jednak realne bez optymalnego kapitału, tym zaś - mimo pierwszych sukcesów - Bruichladdich nie dysponowała. Udało się natomiast przywrócić do życia samą markę - w 2013 roku na rynku pojawiła się pięcioletnia Port Charlotte Islay Barley 2008, destylowana ze zbóż z okolicznych gospodarstw: Coull, Kynagarry, Island, Rockside, Starchmill i Sunderland. Wkrótce dołączyły także Port Charlotte Scottish Barley Eòrna Na h-Alba i PC12 Oileanach Furachail. Cechą charakterystyczną tych trunków było właśnie bazowanie na słodzie z Islay - oczywiście suszonym dymem torfowym. Od tego czasu do produkcji Port Charlotte konsekwentnie używa się słodu o obszernej zawartości fenoli (40 ppm).